się i opadało w rytm podmuchów wiatru.
Laura uwielbiała taką pogodę. Choć pewnie byłoby inaczej, gdyby nie była odizolowana od tęgo szaleństwa kamiennymi murami dużego domu. Odgłos deszczu przypominał stukot pinezek rzucanych na drewnianą podłogę, a grzmoty brzmiały jak trzask pękającego drewna. Jak na razie. Laura wiedziała, że będzie gorzej. Cały czas nasłuchiwała prognoz w radiu. Drzwi i okna dygotały pod naciskiem silnego wiatru. Szyby były zasłonięte deskami i oklejone taśmą. Przy oszklonych drzwiach na taras ułożyli na zewnątrz worki z piaskiem, a wewnątrz ręczniki i szmaty, w które wsiąkała woda, jaką wiatr zdołał wcisnąć do środka. To było jedyne miejsce w całym domu, o które się niepokoili. Kelly oglądała telewizję i bawiła się lalkami. Richard chodził z pokoju do pokoju, sprawdzając uszczelnienia. Potem wszedł na strych, żeby się upewnić, że dach nie przecieka. Laura poszła do żółtego pokoju. Podeszła do okna i spojrzała w dół, na opustoszałe miasteczko. Ostatni prom zabrał wczoraj prawie wszystkich, poza policją. Ostra rysa błyskawicy przecięła czarne niebo, oświetlając teren poniżej domu. O, Boże. - Richardzie! - zawołała. - Chodź tu szybko. Wbiegł do pokoju. -Nie powinnaś stać przy oknie - powiedział, podchodząc bliżej. - Nie jest oklejone taśmą. -Wiatr wieje od strony morza, a nie tutaj - powiedziała, a potem obejrzała się przez ramię. - Tam są jeszcze ludzie. - Co? Podbiegł do okna. -Miasteczko jest zalane. W świetle błyskawicy zobaczyłam policjantów, którzy wyprowadzali kogoś z tamtego domu. - Pokazała palcem, chociaż nic nie było widać w ciemności. - Musimy coś zrobić. -Myślałem, że wszyscy popłynęli na stały ląd. W czasie każdego huraganu w ciągu ostatnich pięciu lat zarządzano ewakuację całej wyspy, z wyjątkiem policji. I jego. Richard nie mógł stać z boku i patrzeć, jak komuś dzieje się krzywda. Wyciągnął z kieszeni krótkofalówkę, której używał, gdy chciał się skontaktować z Deweyem. Opisał mu sytuację. -Weź ciężarówkę. Czy twoje policyjne radio nadal działa? -Tak. Byłem na nasłuchu. Dom starej pani Demmer jest pół metra pod wodą. Teraz zalewa ulicę Magnoliową - zatrzeszczał głos Deweya w krótkofalówce. -Więc musimy się pospieszyć. Skontaktuj się z zastępcą szeryfa. -Dobrze. Przywiozę ich tu. Richard schował aparacik i zawołał do Laury. -Chodź. Musimy znaleźć jakieś koce i poduszki. - Opuścił pokój i zszedł na dół. - I apteczkę. I chyba powinniśmy zaparzyć kawę. - Zatrzymał się na schodach i obejrzał na nią. - Czy mamy dość jedzenia na jakieś dwa dni? -Tak. Starczy nawet na dłużej. -To dobrze. Nie mam pojęcia, ile osób jest tam na dole. - Ruszył dalej schodami. - Ale ze mnie idiota! Że też o tym nie pomyślałem.