w ucho Maggie.
Uśmiechnęła się i odwróciła ku niemu. - Dzień dobry - powiedziała, zarzucając mu ręce na szyję. Pocałował ją, odsunął się i cmoknął. - Mmmm. Smakujesz prawie tak dobrze, jak dobrze pachną te omlety. Maggie ze śmiechem sięgnęła po talerze i postawiła je na stole. - Uważam, że robię doskonałe omlety, więc przyjmuję to za komplement. Ash zasiadł naprzeciwko niej, rozłożył sobie serwetkę na kolanach. - To dobrze, bo chciałem, żeby to był komplement. - Sięgnął po dzbanuszek z syropem klonowym, przechylił zdecydowanym gestem i wylał całą zawartość na swój talerz. Maggie zrobiła wielkie oczy. - Może jeszcze? Ash podniósł głowę, uśmiechnął się niewinnie i odstawił pusty dzbanuszek. - Co mam powiedzieć? Lubię słodkie. Pewnie dlatego tak lubię ciebie. - Ja? Słodka? - Maggie zaśmiała się. - Pierwsze słyszę. Ash odkroił spory kawałek omletu i włożył go do ust. - Jesteś słodka. - Przełknął. - No, może nie zawsze. Maggie wstała, wyjęła z szafki butelkę syropu i napełniła na nowo dzbanuszek. 101 - Przynajmniej jesteś szczery. Ash nachylił się i uścisnął jej dłoń. - Ale smakujesz słodko zawsze. - Próbujesz znowu zwabić mnie do łóżka? - A mam szanse? Maggie ze śmiechem machnęła mu przed nosem serwetką, tak że musiał się odchylić. - Żadnych. Mam za dużo zajęć, żeby kolejny dzień baraszkować z tobą w łóżku. Ash naburmuszył się na tę odmowę. - Co to za ważne zajęcia? - Po pierwsze, muszę jechać z Laurą do lekarza... Ash zrobił się blady jak płótno. - Jest chora? Maggie pokręciła głową. - Nie. To tylko kontrola. Odetchnął z widoczną ulgą i znów zajął się jedzeniem. - Niech przyślą mi rachunek. - Ash? Podniósł wzrok znad talerza. - Tak? - Może pojechałbyś ze mną? Ash odłożył sztućce, dłonie oparł o blat stołu, jakby chciał się zerwać i uciec. - Mowy nie ma. Wszędzie, tylko nie do lekarza.