swój talerz.
Maggie zrobiła wielkie oczy. - Może jeszcze? Ash podniósł głowę, uśmiechnął się niewinnie i odstawił pusty dzbanuszek. - Co mam powiedzieć? Lubię słodkie. Pewnie dlatego tak lubię ciebie. - Ja? Słodka? - Maggie zaśmiała się. - Pierwsze słyszę. Ash odkroił spory kawałek omletu i włożył go do ust. - Jesteś słodka. - Przełknął. - No, może nie zawsze. Maggie wstała, wyjęła z szafki butelkę syropu i napełniła na nowo dzbanuszek. 101 - Przynajmniej jesteś szczery. Ash nachylił się i uścisnął jej dłoń. - Ale smakujesz słodko zawsze. - Próbujesz znowu zwabić mnie do łóżka? - A mam szanse? Maggie ze śmiechem machnęła mu przed nosem serwetką, tak że musiał się odchylić. - Żadnych. Mam za dużo zajęć, żeby kolejny dzień baraszkować z tobą w łóżku. Ash naburmuszył się na tę odmowę. - Co to za ważne zajęcia? - Po pierwsze, muszę jechać z Laurą do lekarza... Ash zrobił się blady jak płótno. - Jest chora? Maggie pokręciła głową. - Nie. To tylko kontrola. Odetchnął z widoczną ulgą i znów zajął się jedzeniem. - Niech przyślą mi rachunek. - Ash? Podniósł wzrok znad talerza. - Tak? - Może pojechałbyś ze mną? Ash odłożył sztućce, dłonie oparł o blat stołu, jakby chciał się zerwać i uciec. - Mowy nie ma. Wszędzie, tylko nie do lekarza. - Jesteś jej opiekunem, nie formalnym, ale jesteś. Jej krewnym - przekonywała Maggie. - Powinieneś pojechać. Mnie mogą odprawić w przychodni z kwitkiem. Ash jęknął głucho. 102 - Dobrze - zgodził się z ociąganiem. - Ale tylko wejdę i przedstawię się. Jeśli będzie trzeba coś podpisać, podpiszę i znikam. Jasne? Ash siedział w poczekalni przychodni. Skulił się, próbował nie oddychać, twarz schował za jakimś pismem wędkarskim. Od samego zapachu antyseptyków i leków robiło mu się niedobrze. Na Maggie zapachy nie robiły widać żadnego wrażenia, bo siedziała sobie spokojnie obok i przekonywała Laurę, że nie ma czego się bać, bo doktor i pielęgniarki to bardzo mili ludzie.