normalnej, towarzyskiej konwersacji.
– Bardzo dobrze, dziękuję. Mamy mnóstwo pomysłów i świetny zespół. Czy Madison mówiła ci, że chcemy zorganizować wyjazdy do Kostaryki? – Nie, prawdę mówiąc, nie rozmawiałyśmy o tobie. Lucy poczuła się tak, jakby ukłuło ją tysiąc szpilek. Ta kobieta jej nie lubiła. – Moi rodzice przenieśli się tam, gdy przeszli na emeryturę. – Jack mówił mi o tym. To dość dziwny pomysł, nie sądzisz? A więc Barbara uważa, że jestem nie tylko egoistką i żyję bez sensu, ale ponadto mam jeszcze dziwaczną rodzinę, pomyślała Lucy. Wzruszyła ramionami, zmuszając się do uśmiechu – To naturalne, gdy się weźmie pod uwagę ich pochodzenie. Chcę namówić Jacka, żeby wybrał się z nami w pierwszą podróż. Może Sidney Greenburg też pojedzie. Przyjaźni się z moimi rodzicami... – Wiem – przerwała jej Barbara. Odłożyła racuchy na krzesło i wpatrzyła się w las, na chwilę zapominając o obecności Lucy. Zdołała się jednak opanować i szybko dodała: – Muszę sprawdzić w terminarzu Jacka. Nie jestem pewna, czy będzie miał czas na wyjazd do Kostaryki. Czyli na bzdury, dopowiedziała Lucy w myślach, ale nadal robiła dobrą minę do złej gry. – Rozumiem, ale mam nadzieję, że jednak uda mu się wyrwać. Życie senatora musi być bardzo wyczerpujące. – No cóż, trzeba sobie ustalić jakieś priorytety. Jack spędzałby cały czas z tobą i wnukami, gdyby tylko mógł. Niestety, muszę go trochę powściągać. Mówienie komuś ,,nie’’ przez cały czas to bardzo niewdzięczne zajęcie, ale on to rozumie. – Uważasz, że nie powinien tu przyjeżdżać na sierpień, prawda? – Szczerze mówiąc, nie, na pewno nie na cały miesiąc. Prywatnie potrafię go zrozumieć, przecież poza wami nie ma innej rodziny. Ale z profesjonalnego punktu widzenia... reprezentuje stan Rhode Island, a nie Vermont. Gdybyś przeniosła się do Providence albo do Newport, toby było zupełnie co innego – wyjaśniła Barbara ze słodkim uśmiechem. Inaczej mówiąc, gdyby była dobrą synową. Lucy roześmiała się swobodnie. – Niestety, nikt nie proponował mi tak tanio domu w Providence ani w Newport. No cóż, muszę już iść i dopilnować szczegółów przed wyprawą ojców i synów. – Musi być bardzo miło swobodnie dysponować własnym czasem – zauważyła Barbara. – Ja już przywykłam do pracy od świtu do nocy. – Miło było się z tobą znów zobaczyć, Barbaro. – Mnie również – odrzekła i gdy Lucy była już w połowie schodków, dodała: – Och, i uważaj na Sebastiana Redwinga. – Dlaczego? – zdziwiła się Lucy. – Bo myślę, że odwiedziny w domu babci nie były jedynym celem jego przyjazdu w rodzinne strony. – Nie mam się o co martwić – wzruszyła ramionami Lucy. –